Pewnego dnia do moich
rąk trafiła książka „Nauka położnictwa dla położnych” autorstwa Stanisława
Dobrowolskiego, wydana w Krakowie w 1912 roku. Piękne, kaligraficzne pismo
sprzed lat informowało dyskretnie na stronie tytułowej, że ten podręcznik
należy do Stanisławy Skowron.
Przeglądając pożółkłe
strony, napotykałam gdzieniegdzie zapiski poczynione ołówkiem, albo wetkniętą kartkę
z kalendarza. Czułam, że oprócz książki dotykam życia niezwykłej kobiety.
Los mi sprzyjał,
wkrótce udało się dotrzeć do krewnych tajemniczej położnej. O osobie i życiu
Stanisławy Skowron zgodził się opowiedzieć jej zięć, pan Stanisław Wojtek, jako
jedyny członek rodziny obecnie ją pamiętający.
Stanisława Skowron - Ziajska
Stanisława urodziła się
w 1899 roku w Będzinie w rodzinie Kopińskich, zmarła w 1960.
Ojciec był górnikiem,
jak wtedy wszyscy, a matka zajmowała się domem. Stanisława była ich najstarszym
dzieckiem, a oprócz niej rodzice mieli dwie córki, Karolinę i Genowefę, oraz dwóch synów. Jeden z
nich, Bolesław, zginął tragicznie jako dziecko. Będzin w owym czasie był w
zaborze rosyjskim. W latach 1905-1907 była rewolucja, w Zagłębiu Dąbrowskim na
ulice wyszli demonstranci. Bolesław poszedł popatrzeć na to wydarzenie,
ciągnęło go do przygody, jak to
chłopaka. Kozacy carscy rozganiali demonstrantów i również on, nieletni
obserwator, zginął od miecza kozaka. Drugi brat Józef, w czasie okupacji był na
robotach w Niemczech, potem służył w wojsku polskim, zmarł tragicznie. Matka
Stanisławy miała też syna z pierwszego małżeństwa, Juliana Szczypę.
Stanisława przed I
wojną chodziła do szkoły w Będzinie, a po odzyskaniu przez Polskę
niepodległości zainteresowała się położnictwem. Na początku lat 20. XX
wieku trafiła do Krakowa, gdzie uczyła się w Państwowej Szkole Położnych przy
Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. W domu pozostały zdjęcia z
tamtych czasów, kilkadziesiąt młodych pań ubranych na biało.
Po powrocie z Krakowa z
dyplomem fachowej położnej około 1922 roku rozpoczęła swoją pierwszą pracę w
Będzinie. Potem przeniosła się do Strzemieszyc i tu przepracowała długie lata. Strzemieszyce
to była miejscowość kolejarska: dwa dworce, jeden na szlaku kieleckim, a drugi
wzdłuż dawnej kolei warszawsko-wiedeńskiej, była tam też wielka parowozownia i
zajezdnia. Co drugi dom to był kolejarz, rodziny duże i dużo też pracy dla
położnej.
Wraz z mężem,
Stanisławem Skowronem, najpierw mieszkali w wydzierżawionym mieszkaniu, potem
kupili w Strzemieszycach mały parterowy domek. Przez dłuższy czas nie mieli
dzieci. Pierwsze i jedyne ich dziecko urodziło się dopiero w 1936 roku. To była
córeczka, Teresa, moja późniejsza żona.
Teresa nawet nie
poznała własnego ojca. Stanisław Skowron pracował w kopalni w Dąbrowie
Górniczej. Nie był górnikiem, pracował w administracji. Był bardzo sumienny.
Jeździł do pracy na rowerze nawet zimą. Kiedy zachorował na grypę, nadal
jeździł do pracy na rowerze. Dokończył grypę zapaleniem i zmarł w 1937 roku.
Stanisława Skowron została sama z malutkim dzieckiem. Sama się utrzymywała jako
położna, sama sobie radziła z pracą, z dzieckiem, ze wszystkim, ponieważ to
była bardzo dzielna kobieta.
Niedługo powiększyła
się jej rodzina o jeszcze jedno dziecko.
Stanisława miała brata
przyrodniego, Juliana Szczypę, który był górnikiem we Francji. Tam mu się urodziła
córka Ania, a potem przy drugim porodzie zmarła mu żona i to nowonarodzone
dziecko również zmarło. On nie umiał pogodzić pracy górniczej i wychowania Ani,
bo z kim miał zostawiać dziecko, gdy na wiele godzin znikał pod ziemią. Przywiózł
córkę do Polski. Stanisława Skowron przygarnęła Anię i nigdy jej nie oddała.
Ojciec Ani w czasie II wojny światowej zginął w Rosji w bardzo strasznych
okolicznościach.
Pracowała więc zawodowo,
wychowywała sama dwoje dzieci. W czasie II wojny jej mały domek został
uszkodzony pociskiem. Musiała więc sobie poradzić sama także i z naprawą.
W czasie wojny w
Strzemieszycach była administracja niemiecka. W tej miejscowości pracowała również
druga położna, która utrzymywała kontakty z administracją niemiecką. W
Strzemieszycach mieszkało też kilka rodzin osadników niemieckich, którzy
przeprowadzili się na te tereny z Mołdawii. Wszyscy oni prosili do porodu
właśnie moją teściową a nie tę drugą panią, mimo, że to tamta miała większą
komitywę z Niemcami.
Po wojnie Stanisława
Skowron po raz drugi wyszła za mąż, za pana Ziajskiego, kolejarza, nie takiego
pospolitego, lecz kolejarza na wyższym stanowisku. Pan Ziajski był to wdowiec,
miał trzy córki. Pochodził z Ząbkowic, miejscowości na trasie
Katowice-Kraków-Częstochowa. Stanisława poślubiła go za namową ich wspólnych
znajomych, ale to małżeństwo nie trwało długo. Nie rozwiedli się nigdy, ale się
rozeszli, każde w swoją stronę.
Cała medycyna na Górnym
Śląsku rozwinęła się na szpitalnictwie niemieckim. Bytom, Gliwice, Zabrze - to
były główne ośrodku. Po wojnie zaistniały braki w personelu, dlatego Stanisława
jako ceniona położna została przez służbę zdrowia delegowana do Bytomia do
kliniki. Tam też czasowo mieszkała, a córki często zostawały same w domu lub z
ojczymem, panem Ziajskim. Potem Stanisława Skowron ponownie wróciła do
Strzemieszyc. Tu miała dużo pracy. Dzieci się wtedy rodziły w domach, a nie w
szpitalach. Czasem lekarz pomagał, jeśli poród był ciężki, ale też w domach. I
nie było tyle śmierci ani takich chorób jak teraz.
Dobrze wychowała córki.
Teresa skończyła prawo, wyszła za mnie za mąż. Ania Szczypa też sobie
poukładała życie, moja teściowa wyprawiła jej wesele, traktowała ją zawsze jak swoją.
Moją teściową znałem
tylko pięć lat, najwięcej wiem z opowieści mojej żony. Ale osobiście pamiętam trzy bardzo ważne jej cechy.
Stanisława Skowron była
urodziwą kobietą. Ciemne włosy, średniego wzrostu, pięknej budowy. Moja żona
Teresa była po niej równie piękna.
Była bardzo światłą
kobietą. Czytała dużo książek. W szkole podstawowej się nauczyła bardzo dobrze
mówić po rosyjsku. W czasie II wojny sama nauczyła się niemieckiego na tyle,
żeby się dogadywać z pacjentkami, albo gdy musiała zdać sprawę z narodzin przed
administracją albo przed policją.
Była również
niesłychanie wrażliwym człowiekiem, każdemu chciała pomóc. Wychowywanie Ani już
świadczy o tym, ale Stanisława Skowron była także wrażliwa na ludzką biedę. Gdy
wiedziała, że noworodek urodzi się w fatalnej rodzinie, a wtedy było duże
bezrobocie, to nie tylko nie brała pieniędzy, ale także wynosiła z domu własną
pościel na czyste posłanie dla rodzącej albo pieluszki dla noworodka.
Moja teściowa do
porodów najpierw chodziła wszędzie pieszo albo jeździła na rowerze, bo
Strzemieszyce są dużą miejscowością, wraz z przysiółkami to jednak rozległa
okolica.
W późniejszym wieku
kupiła sobie motorower, żeby się aż tak nie wysilać fizycznie i szybciej
dotrzeć do rodzącej. Przy wyjeździe z posesji miała zderzenie z samochodem i
odniosła ciężką kontuzję, której skutkiem były choroby różnych narządów a
najbardziej nerek, z czego wynikło ogólne zatrucie organizmu. Finał był taki,
że zmarła. Miała tylko 61 lat.
Strzemieszyce bardzo
godnie ją pochowały. Z domu na cmentarz to są ze trzy kilometry. Zamówiliśmy
wóz, aby wiózł trumnę, ale nie został w ogóle użyty. Całą tę drogę mężczyźni ze
Strzemieszyc nieśli osobiście trumnę, po czterech czy sześciu, zmieniając się
co jakiś czas – mężowie kobiet, których porody przyjmowała Stanisława Skowron
oraz ci, których kiedyś przywitała na świecie. Całe Strzemieszyce towarzyszyły
jej w tej ostatniej drodze.
Nikt w rodzinie nie
kontynuował tego zawodu. Teresa żyła 75 lat. Została prawnikiem, podobnie jak
nasza córka Edyta. Jedyny wnuk Piotr jest fotografem. Ania zmarła wcześnie, w
wieku 65 lat. Nie miała dzieci. Cieszę się, że ta książka trafiła w dobre ręce
i pomoże utrwalić pamięć Stanisławy Skowron.
Sabina Jakubowska
Sabina Jakubowska
Na fotografiach Stanisława Skowron z córką Teresą,
zdjęcia z archiwum rodzinnego Stanisława Wojtka,
Edyty Dziwak i Piotra Dziwaka.